BLOG

Spływ kajakowy 22-25 czerwca 2011

/ 0 komentarzy / w Relacje ze spływów
Spływ kajakowy 22-25 czerwca 2011

O organizowanym spływie kajakowym myśleliśmy już od dawna, ale baliśmy się, że sobie nie damy rady no i wyjazd na Mazury łączył się z długim i męczącym dojazdem oraz wzięciem kilku dni wolnego. Ale po wpisaniu w wyszukiwarce Google hasła „spływ kajakowy” pojawiła się strona https://www.kajakiem.pl, która organizuje spływy na południu Polski. Hip hip hura – daleki dojazd odpada. No i można wybrać się na weekend, bez brania urlopu. A po zapoznaniu się ze stroną ulżyło nam, nie wyglądało to na takie trudne jak nam się wydawało. Rzeka w miarę łagodna i jeśli dzieci dają radę to my też damy.

I marzenie stało się rzeczywistością w długi weekend w czerwcu.

Na spływ kajakowy przyjechaliśmy jako pierwsi, dlatego nie byliśmy pewni czy jesteśmy we właściwym miejscu, ale krótki telefon do organizatora i już wiemy, że tak.

 

Opis dojazdu był idealny i znaki rozpoznawcze jak drewniane stoły, ławki i wychodek mówiły same za siebie. Plusem bycia pierwszym był oczywiście duży wybór miejsc na rozbicie namiotu, aż za duży.  Szybko dołączyła do nas „osada” z Krakowa, która okazała się bardzo sympatyczna jak wszyscy uczestnicy spływu. Wkrótce teren biwakowy zapełnił się namiotami, ponieważ oprócz naszego organizowanego spływu kajakowego, przyjechała jeszcze ekipa, która wypożyczała kajaki i płynęła sama z całym dobytkiem. Podziwiam ich za odwagę, może my kiedyś jak nabierzemy więcej doświadczenia też tak popłyniemy. Wydaje się to być bardzo ciekawą formą spędzenia urlopu, sprzyja integracji i nie jest drogie.

Był to nasz pierwszy w życiu spływ kajakowy i uważam, że mieliśmy wielkie szczęście. Pogoda, mimo złych prognoz, była bardzo łaskawa, wprawdzie w nocy trochę padało, ale w dzień było słonecznie a to jest najważniejsze. No i ludzie, których poznaliśmy… grupa była super, nie było osoby, której nie dałoby się nie lubić. Wszyscy się integrowali przy śniadaniu, na przerwach a najwięcej przy wieczornym ognisku, gdzie śpiewom nie było końca. Nawet trafił nam się gitarzysta i dobry śpiewak, którzy przewodzili a pozostali chętnie dołączali. Nie mogę nie wspomnieć o poczęstunku pyszną domową czereśniówką przez jedną z osad i to nie byle jaką, bo trzyletnią, która zagrzała nas do śpiewu i wesołych rozmów. Taki to był pierwszy wieczór integracji i oczekiwania na nieznane (przynajmniej dla niektórych). Emocje były bardzo pozytywne! Śmiechom i dobrej zabawie przy ognisku nie było końca.

Przedział wiekowy też był niezły: od 5 do (wydaje mi się) około 60 lat. Choć wiek tutaj nie miał znaczenia, bo wszyscy dobrze się razem bawili. Miejsca, z których przyjechali uczestnicy też były różnorodne: Kraków, Będzin, Gliwice, Łódź, Rybnik, Bielsko-Biała, Kielce (tyle przynajmniej pamiętam, przepraszam z góry tych, których nie wymieniłam przez moją „sklerozę”).

 

Instruktorzy byli super, młodzi, ale doświadczeni, ciekawe osobowości włączając ich ksywki: Rosomak – rzecznik, Kret – działacz, Skorup – cichociemny no i bardzo pomocna Ewa J oraz sympatyczny kierowca, który robił dla nas zakupy i woził nasz dobytek.

W dzień, podczas spływu (w naszym przypadku Białą Nida i Nidą), podziwialiśmy piękne widoki, choć na początku musieliśmy się skupiać bardziej na rzece, która szykowała różne niespodzianki.

Ale w najtrudniejszych miejscach czekali na nas dzielni instruktorzy, których łatwo było dojrzeć na rzece dzięki rażąco pomarańczowym koszulkom, które wspaniale się komponowały z kolorem naszych kajaków – żółtym i żółto-czerwonym. Nie dało się schować w krzaki i przeczekać. Nasz kajak miał dla mnie szczęśliwy i zarazem sentymentalny numer 61, ponieważ jest to numer mojego rodzinnego domu. Od razu go polubiłam i tak wyszło, że to ja go klarowałam po każdym dniu.

Nie zaliczyliśmy wywrotki, choć było kilka „gorących” miejsc gdzie było to całkiem możliwe. Nie rozwiedliśmy się, choć zdarzały się sprzeczki. Może trochę brakowało prysznica, może ciepłego obiadku, może ugryzł komar, może trochę ręce bolały, może zrobił się odcisk, ale to wszystko nic w porównaniu z odpoczynkiem nad rzeką, z pięknym zapachem lasu i kiełbasek z ogniska, z pięknymi widokami, z czystym powietrzem, z odcięciem się od cywilizacji i z fajnymi osobami, które poznaliśmy.

Coś w tym jest, że na takich wyprawach poznaje się naprawdę pozytywnych i wesołych ludzi.

Na pewno pojedziemy jeszcze nie jeden raz, bo było po prostu super! Trzeba to przeżyć samemu, aby zrozumieć o czym piszę.

 

Pozdrawiam uczestników naszego spływu!

Ewa, lat 30, tłumacz

III miejsce w konkursie „RELACJA ZE SPŁYWU KAJAKOWEGO 2011”

Fundusze UE