kajakowa historia
Ahoj rodacy, do wioseł!
Zielony kajak. Żółte wiosła. Niebieska ważka na zielonej trawie. Opuszkami palców dotykam tafli wody. Cichej i spokojnej, która odbija moją pogodną twarz.
A jeszcze wczoraj w zatłoczonym tramwaju tafla szyby odbijała moją naburmuszona minę. Z okazji otrzymania niespodziewanej korespondencji z fotografią i nakazem uiszczenia 200 zł mandatu. Za przekroczenie prędkości. Bo trwały prace drogowe i zignorowałam znak 30km/h. To nic, że cały rok jeżdżę jak ślimak po ulicach i irytuję samą siebie. Mandat za piractwo drogowe otrzymany w imieniu fotoradaru.
Na rzece piractwa kajakowego nie ma. Każdy dwuosobowy kajak napędzany jest siłą ramion i płynie wedle własnych życzeń. A jeśli jest życzenie nie wiosłujemy, nurt rzeki leniwie przemieszcza nas bliżej mety.
Relacja z lipcowego spływu Czarną Nidą 2012
Moja przygoda z kajakami zaczęła się na Mazurach w czasie studenckich letnich obozów kondycyjnych.
Byłem wtedy jeszcze piękny i młody, teraz już jestem tylko piękny…
Na początku pływaliśmy sobie osobno- kajak w lewo a ja w prawo, jak chciałem do tyłu kajak płynął bokiem, ja płynąłem wzdłuż trzcin, a ta bestia w nie wjeżdżała.
Z czasem pogodziliśmy się i zaczęliśmy się rozumieć- jak ja chciałem w lewo to i on w lewo płynął.